Na przekór sobie – prosto przed siebie

Każdy dzień niesie ze sobą wiele sytuacji, w których musimy zadecydować co wybrać i którą ścieżką podążyć. Od wyboru „bułka czy chleb na śniadanie” po zadania z pracy, ważne sprawy domowe czy mail, który zmieni resztę naszego życia. Każdy  z nas codziennie podejmuje wyzwanie. Nie ma tu co porównywać pomiędzy moimi decyzjami a koleżanki, siostry czy mamy. Dla każdego z nas nasze własne wybory są najważniejsze i często najtrudniejsze. Coś co dla jednych wydawać by się mogło błahe dla innych jest niezwykle trudne i odwrotnie. Skupmy się mimo wszystko na naszych własnych decyzjach i nie podlegajmy ocenie innych. Ich osądy nic nie zmienią, a nam będzie łatwiej.
A teraz sztandarowe pytanie - Ile razy zdarzyło Ci się bojkotować jakiś Twój plan, podważać sens podążania w jakąś stronę, realizację marzeń? Nie wiadomo dlaczego, w każdym z nas siedzi wewnętrzny sabotażysta, który próbuje podciąć nam nogi kiedy chcemy zrobić ważny krok. Nawet teraz, przed posadzeniem tyłka i postawieniem pierwszych słów mój wewnętrzny głos sabotował mnie „nie dasz rady, nie wiesz co napisać, to i tak będzie bez sensu”. Dlaczego tak jest? Nie wiem.
Na tym chyba polega bycie odważnym. Nie na brawurowej jeździe samochodem, skoku na bungee itp. Odważnym trzeba być by pokonywać swoje blokady, lęki, ograniczenia. To ta odwaga pozwala nam realizować marzenia i sięgać po więcej w życiu. Pozornie brak odwagi by powiedzieć komuś o naszych uczuciach sprawia, że właśnie na to się zdobywamy. Każdego dnia wskakujemy na kolejny poziom naszej odwagi, heroizm w naszym życiu życiem.

Etna z samolotu
Służbowa podróż, na którą odważyłam się wybrać pomimo wewnętrznych wątpliwości i autosabotowania
Czy taka stopniowa gradacja w górę ma miejsce cały czas? Nie, niestety nie. Jakiś czas temu doprecyzowałam sobie mój życiowy cel. Wiem czego chcę i co sprawi, że będę spełniona. Mam wyznaczone punkty, które muszę zdobyć. I co? I właśnie stanęłam w jakiś miejscu pomiędzy i brak mi sił. Mój wewnętrzny „sabotażysta” zakasał rękawy i perswaduje mi w koło, że się do tego nie nadaję, nie dam rady i nie ma takiej siły, która sprawi, że osiągnę swój cel. Bo może lepiej zadowolić się tym co mam, po co mi więcej. Tak to się zmęczę, nie będę miała czasu dla bliskich…. Itp. Itd. Sama jestem pod wrażeniem jego pomysłowości. Nie powiem, żeby mnie to nie ruszało.. bo rusza i to bardzo. Podejrzewam, że wiele naszych poddanych planów i niespełnionych marzeń to efekt działania tych wewnętrznych negatywnych głosów. Ważne jest w tym wszystkim chyba to, żeby zidentyfikować ten zły głos i wiedzieć, że to on za to wszystko odpowiada.
Co teraz zrobię ze swoim wewnętrznym sabotowaniem kroku wprzód? Pozbieram siły by zebrać się w sobie i ruszę dalej. To nie jest łatwa decyzja, zwłaszcza jak coś w środku ciągnie mnie w dół. Ale nie mam wyjścia. Bo w kwestii „czy chcę się zadowolić tym co mam, czy chcę w życiu czegoś więcej”, podjęłam już decyzję. Wiem, co mogę osiągnąć i, że nie mam zamiaru biadolić „tak bardzo chciałam”. To, póki co, wystarczający motywator i forma mojej odwagi.


Kruk

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dopełniając siebie

Tak płynie życie...

Jesienna droga.