Tęsknię za jedzeniem (dla duszy)
Ostrożnie stąpam
po wąskich stopniach, spoglądam na ściany, subtelnie ozdobione pięknymi
zdjęciami wywołującymi u mnie bajkowe skojarzenia. Za mną i przede mną
rozbrzmiewają przytłumione rozmowy, łowię czasami krótkie i jakoś tak ładnie
okrągłe zdania. Serce bije miarowo, oddycham spokojnie i naturalnie – joga bez
jogi... Na końcu schodów piwniczne pomieszczenie z małymi okienkami, w których
od czasu do czasu, jak migawki z filmu, przesuwają się czyjeś sandały, którym
towarzyszy ciche szurrr, lub drobne kroczki, których rytm wystukuje wysoka
szpilka. Siadam, razem z czterdziestką, może pięćdziesiątką innych ludzi.
Prawie wszyscy mają łagodne spojrzenia, są wśród nich młodzieńcy, ale i starcy,
kobiety, dzieci i mężczyźni. Starsi z mieszaniną ciekawości i jakby lekkiego
lęku na twarzach, młodzi trochę niezdarnie ukrywający przejęcie własną osobą.
Jeszcze drobne przetasowania, uprzejme „przepraszam czy wolne?” i zapowiedź
prowadzącej. Pierwsze zdanie nieco przydługie na jeden wdech, ale klarowne,
potem coraz spokojniej, piękniej i zabawniej. A ja? Nadal zrelaksowana, ale
jakby trochę wyższa, lżejsza, odsłonięta, otwarta i ciekawa.
Był recital, piosenki z dobrym
tekstem, muzyka która nie zagłusza przekazu. Wokalistka ciepłym głosem przy
akompaniamencie pianina, malowała piękne pejzaże z życia ludzi pięknych i
zwykłych. Potem teatr, trzy fantastyczne, dojrzałe i doświadczone kobiety snuły opowieść o kobietach. Aż trudno uwierzyć, że tak
skromnymi środkami można osiągnąć taki efekt. I one, na co dzień zupełnie zwykłe
baby - „matki, żony i kochanki”, a na scenie, rasowe aktorki. Były świetne.
Teatr pełną gębą. I jeszcze kabaret, taki artystyczny, bez fajerwerków z
inteligentnym tekstem, z subtelnym niedomówieniem. Czegóż jeszcze trzeba? Uczta
dla zmysłów (w przerwie nawet kawa była).
Jak ja za tym tęskniłam, za tym
odcięciem się choć na chwilę, od rzeczy codziennych - ważnych i przyziemnych. Za atmosferą
delikatności z lekkim zapachem tajemnicy, za napawaniem się pięknym słowem i
szukaniem znaczeń między słowami. Ten wieczór to było wspomnienie beztroski,
zanurzenie się w świat innych, pięknych ludzi. Istot ulotnych a takich samych
jak my. Będąc tam czułam, że czas płynie wolniej, krew płynie wolniej i poza
ścianami tej piwnicy, przez ulotną chwilę jest tylko nic.
Jak mogłam nie tęsknić za tym
stanem, gdzie uciekłam, że nie czułam braku? O wielki, przecież to taka moja
bajka. Przecież kiedyś często oddychałam tą ulotną mieszaniną, działającą na
mnie jak afrodyzjak. I właśnie, czy tęsknota to zawsze brak? Przyszła do mnie
odpowiedź na tęsknotę, choć braku nie czułam. Że tęskniłam, poczułam, gdy
dostałam odpowiedź na tęsknotę. Najpierw było lekkie zdziwienie, a potem
przeogromna radość i wdzięczność.
Bardzo, bardzo jestem wdzięczna
wszystkim, którzy przyczynili się do nakarmienia mojej duszy. Do odpowiedzi na tęsknotę
nieuświadomioną, schowaną i zapomnianą. Karmmy się takimi cudami i doceniajmy
talenty innych, i doceniajmy talenty własne.
Jaga
Komentarze
Prześlij komentarz