Życie w biegu czy bieg życia?

Budzik zadzwonił już po raz fafnasty. Nie mam sił wstać, jeszcze pięć minut. Nie.. czas się zbierać. Kurczę, miałam zrobić jeszcze kilka rzeczy na dziś i dwie na wczoraj. Może zdążę w pracy... nie nie zdążę. Jakiś armagedon, plany się ludziom poprzesuwały więc i ja muszę ze swoimi zadaniami jakoś się wpasować. Mama dzwoni, ehhh nie mogę odebrać, nie mam czasu. O której dzisiaj kończę? Mam zamiar wyjść wcześniej.. czyli normalnie, jak wszyscy normalni ludzie kończący pracę. Jeszcze zadzwonię, cholera jak późno, może już mają zamknięte. Nieeee telefon akurat teraz musi się zawiesić?!! Nie zdążyłam, zadzwonię jutro. Jutro.. jutro deadline na kilka ważnych spraw. Dobra, coś przygotuję, akurat analiza mi się skończy, a wtedy polecę do domu. Już koniec, huraaa! Która to? Siedemnasta?? O, wychodzę tylko dwie godziny później niż chciałam. Jeszcze zakupy zrobię, posprzątam, upichcę coś, bo jutro goście. Jeszcze papiery zaległe i pójdę spać. Nareszcie... Co jest? Już siódma? Ehhh.. jeszcze pięć minut.

- Brzmi znajomo? Pewnie mogłabyś dopowiedzieć tu duuużo więcej. Ile rzeczy do zrobienia, ile ważnych spraw, które nie mogą poczekać, ile to już dni tak biegniesz i biegniesz, ile to już minęło od ostatniego razu kiedy wyciągnęłaś nogi na kanapie i wsłuchałaś się w ciszę swego domu. Ale zawsze "jeszcze zrobię to i to i to i... i wtedy będzie lżej, odpocznę, przeczytam książkę, wyśpię się wreszcie. Jeszcze tylko pustynie zamiotę..". 

Właśnie. Kiedy to było? Kiedy usiadłam w fotelu, otworzyłam ulubioną książkę i beztrosko patrzyłam przez okno ciesząc się życiem. Kiedy to było? Czy jestem w stanie sięgnąć pamięcią do dnia, kiedy nie nastawiłam budzika? - Jest Ci to znane, co nie? Nie tylko ja się sobie dopominam o odpoczynek i przerażające jest to, że coraz więcej wokół mnie takiego dopominania się. O co tu chodzi? Za czym biegniemy?
Pieniądze, kariera, wikt i opierunek dla dzieci i męża... Wszystko zrozumiałe, ale co z tego, że to dostaniemy? Co z tego, że niczego nam nie zabraknie jak będzie brakować nam samych siebie? 
W pewnym momencie doszłam do takiego poziomu "expert" w swoim biadoleniu o braku czasu i sił, że aż poczułam jak się tym biadoleniem zmęczona. W końcu dotarło do mnie to, jak bardzo mnie irytuje moje zabieganie. Pamiętam dobrze tamten dzień z książką w fotelu przed oknem. Jak mi cudownie było. Ale to było kiedyś, a dzisiaj jest dziś. 

Tęsknota za tamtymi spokojnymi chwilami, wytchnieniem i relaksem jest Ci na pewno dobrze znana. Ktoś kiedyś rzucił hasło "jak nie znajdę szczęścia to se je namaluję". Dlaczego by nie? Dlaczego by nie oczyścić głowy, iść spokojnie spać, jechać autobusem i popatrzeć na piękny świat zamiast planować zadania, przytulić się do bliskiej osoby i podziękować jej za to, że jest zamiast biadolić co ta czy tamta powiedziała w pracy? Przez te kilka chwil i tak nic konstruktywnego nie zrobisz, a zmęczona jesteś coraz mniej produktywna. 
Tak tęsknię za odpoczynkiem, że sama go sobie stworzę i to w tym oto pierdolniku moim życiowym, a co! 

Nie boję się już otwarcie mówić, że mam dość. Nie zgrywam bohaterki. Mówię co myślę, a sprawy przytłaczające od siebie odsuwam. Zamiast dowalania sobie, próbuję znaleźć 5 min w każdej godzinie na złapanie oddechu. Kiedy mam dość idę bez namysłu po wolne, kiedy mogę odrabiam. Mam wyznaczony urlop, ale i tak każdego dnia jak wracam do domu, zarządzam taki mały, w mojej głowie, by się oderwać i naładować baterie. Mam ważne cele do zrealizowania, te małe i duże, nie mogę się poddać. W końcu to nie życie w biegu tylko bieg mojego życia...

Kruk

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dopełniając siebie

Tak płynie życie...

Jesienna droga.