Apel o miłość
Ja
dziś z apelem o miłość, o miłość do swojego ciała.
Przez
wieki, w naszej zachodniej cywilizacji utarło się przekonanie, że
ciało to problem. Pierwszy problem z ciałem, to problem natury
moralnej. Wszelkiej maści kaznodzieje dołożyli wielkich starań,
by wmówić nam, że ciało, to źródło grzechu, mamy więc
ignorować wszelkie sygnały z ciała płynące. Mamy nie ulegać
pokusom, odrzucić przyjemność, umartwiać się i już. Dziś się
z tego śmiejemy, bo teoretycznie mamy wolność i swobodę
seksualną. Mamy też niestety cały bagaż fałszywych przekonań i
sprzeczne doświadczenia.
Pamiętam
z dzieciństwa komentarze starszych kobiet, kierowane w stronę
młodych dziewczyn, że im pół dupy widać, że cyc na wierzchu,
albo czy się nie boją, że wilka złapią. Dla mnie, wówczas
kilkunastolatki, były wulgarne i mocno uderzały w moją dziewczęcą
wrażliwość, podobnie, jak niby niewinny klaps w tyłek od jakiegoś
wujka. Młoda dziewczyna czuje się w tym zagubiona i bezradna. Z
jednej strony ciocie, babcie i często mamy z dobrymi radami,
przestrogami i krytycznymi komentarzami dotyczącymi tej strasznej
seksualności, nie nazywanej oczywiście po imieniu. Z drugiej strony
mlaskający i pogwizdujący na widok pączkującej kobiecości
faceci. Co się wtedy dzieje w naszych sercach, w naszych głowach i
w końcu z naszymi ciałami? Do ilu nadużyć w tym czasie dochodzi?
Jest wciąż wiele kobiet, które za niemoralne uważają założenie
spódniczki mini albo włożenie bluzki z większym dekoltem. Są też
takie, które mówią, że to normalne, ale gdy już się wcisną w
małą czarną, poruszają się nienaturalnie, są skrępowane i po
prostu się wstydzą. Czy im ktoś, kiedyś mówił, że są piękne,
czy miały obok siebie kogoś, kto w mądry sposób dysponował swoją
kobiecością, seksualnością? Ja nie miałam. Dorastałam wśród
kobiet aseksualnych. Mama, ciotki czy sąsiadki nie stroiły się,
nie malowały i nie nosiły szpilek. Były z kategorii grzecznych
dziewczynek. Uczyłam się od koleżanek, z książek, filmów i
czasopism.
Zrodziło
to kolejny problem z ciałem – ono nie było idealne! Babcia i jej
przestrogi to jedno, a telewizja, gazety, mody i wymogi towarzyskie,
to drugie. Nie miałam figury modelki i miseczki D, a fałszywy
przekaz płynący z zewnątrz jest taki: „masz mieć idealne
wymiary, gładką cerę, piękne gęste włosy, wielki biust, ale
wciskać się w rozmiar XS, no w S w ostateczności”. Pytanie tylko
jak to zrobić? Odpowiedzi dostajemy jak na zamówienie. Mamy świetne
środki odchudzające, diety cud, albo cud jagody i herbatki. Są też
skalpele, implanty, botoksy, kremy, kwasy, katorżnicze treningi,
które rozwalają Twój kręgosłup i trenerzy motywacyjni, którzy
ci mówią, że jesteś świetna, ale jeszcze to i tamto. Wszyscy
zarabiają na obrazie ideału, który w rzeczywistości nie istnieje.
A
której z dziewczyn udaje się osiągnąć w ten sposób pożądany
efekt? Znam odpowiedź! Po pierwsze niewielu, po drugie takiej, która
zaakceptowała siebie, więcej, pokochała siebie i pojęła, to
zabrzmi jak banał, że piękno jest w środku i jeśli czujesz się
ze sobą świetnie, to twoje ciało, nawet jeśli jest w rozmiarze
XXL też będzie czuło się świetnie. Czasem rzeczywiście taka
zmiana może być niejako skutkiem ubocznym operacji, bo w Twojej
głowie zachodzi przekonanie, że teraz ludzie inaczej Cię odbierają
i czujesz się przez to szczęśliwsza. Czasem ciężkie treningi
sprawiają, mają taki skutek uboczny, że zaczynasz być bardziej
systematyczna, dostrzegasz zależność między włożonym wysiłkiem
a efektem i zaczynasz wierzyć we własne siły, w swoją sprawczość.
Wybaczcie, ale nie przekonują mnie laski, które co drugi dzień
wstawiają swoje selfie z dziubkiem na facebooka i piszą, że są z
siebie zadowolone. Może zadowolone bywają, ale czy są szczęśliwe?
Większość z nich to niedokochane, małe dziewczynki łaknące
lajków, jak czułych gestów.
Powiesz
mi, że nie znasz grubej osoby, która czułaby się świetnie? Ja
jedną poznałam. To Kasia Miller, też możesz spróbować ją
poznać, np. za sprawą książek, które napisała. Drugą jest
Dorota Wellman, tą znam wyłącznie z telewizji. Obie panie są już
dojrzałe, są kobietami sukcesu, są świadome swej wartości i w
nią nie wątpią, w końcu są jawnym zaprzeczeniem stwierdzenia, że
tylko szczupli mają szansę na zaistnienie w show biznesie. Myślę,
że one po prostu kochają siebie, to stwierdzenie też wydaje mi się
już trochę wyświechtane, ale logicznie rzecz biorąc, jeśli
kochasz siebie, to jesteś dla siebie dobra, dbasz o siebie, starasz
się, żeby było Ci ze sobą dobrze, czasem się rozpieszczasz,
bywa, że się na siebie wkurzysz, ale jesteś dla siebie wyrozumiała
i łagodna, trochę jak czuła mama.
Pretensji do ciała typu „tu za dużo, tu za mało”, pozbyłam
się już wcześniej, na skutek pracy jako instruktor fitness.
Polubiłam swoje ciało i poczułam wdzięczność, że dostałam
takie fajne narzędzie do pracy. To było dużo, ale jeszcze mało.
Dopiero praca nad sobą spowodowała, że pokochałam swoje ciało,
zaczęłam odczuwać do niego prawdziwą wdzięczność, zaczęłam o
nie dbać w sposób, w jaki nigdy dotąd tego nie robiłam. Liczę
się z moim ciałem, z jego potrzebami, respektuję jego
ograniczenia, dogaduję się z nim, wymagam, ale i szanuję.
Rozumiem, że ono wie o mnie więcej niż moja głowa. Staram się
robić co w mojej mocy, by budować na co dzień harmonię mojej
głowy, ciała i serca. Nie mogę ciągle się nadziwić, jak mało
jeszcze w nas ludziach zachodu, zaufania do metod pracy z ciałem.
Jesteśmy tak bardzo skostniali, pospinani, że większość z nas
wcale nie czuje i jak nagle zaczynamy czytać z ciała, kontaktować
się z nim, to na początku nas to przeraża. Potem powoli nabieramy
zaufania, że ciało nie działa przeciw życiu, tylko dla życia,
zresztą tak jak nasz rozum i nasze serca, tylko my się musimy z
nimi umieć skomunikować.
Coraz
częściej patrzę na swoich klientów, na spotykanych na ulicy
ludzi, patrzę na ich ciała i dziwię się, że dotąd tak mało
uwagi zwracałam na to ile one o nich mówią. O ich życiu, o ich
emocjach i uczuciach. Jak wiele można odczytać ze sposobu
poruszania się, z postawy, z tonu głosu, z uścisku dłoni, o
mimice twarzy i gestykulacji nie wspominając. Każdy z nas ma trochę
tych umiejętności, ale gdy zaczęłam poszerzać wiedzę na temat
mowy ciała i emocji zapisanych w ciele, wpadłam w zachwyt. One są
tak cudowne, takie cierpliwe, takie nam wierne i oddane, a my często
tak źle je traktujemy, mamy wieczne pretensje, roszczenia,
oczekiwania i tysiące krytycznych myśli na ich temat. Karmimy je
śmieciami, nie zapewniamy im należytej ilości ruchu, wypoczynku,
czułości i miłości. Używamy naszych ciał, jakby były martwymi
przedmiotami. Eksploatujemy je do granic możliwości. Ciało w
takich przypadkach długo i cierpliwie upomina się o uwagę, ale jak
już zostaje doprowadzone na skraj swych możliwości, przestaje
pytać. Potrafi jednym krótkim cięciem pokazać nam gdzie sobie
możemy wsadzić szefa, pieniądze, plany i pilne sprawy do
załatwienia na wczoraj. Najpierw może zaprzyjaźnijmy się ze
swoimi ciałami, zainteresujmy się nimi, a potem pokochajmy.
Jaga
Komentarze
Prześlij komentarz