Dobry moment.

Temat jest dla mnie trudny. Trudny, bo za łatwy. Tak łatwy, że boję się popaść w trywialność podczas pisania.
Dobry moment.

Teraz. Teraz to dobry moment. Jestem w domu z moim psiakiem. Jest cicho i spokojnie. Burczy cichutko procesor komputera. Za oknem o szyby zamaszyście obija się wiatr. Od czasu do czasu przetacza się turkot auta. Kawa w oliwkowej szklance przypomina o sobie zapachem. Stoi na wyciągnięcie dłoni, a ja wciąż mam jeszcze na języku jej smak złagodzony miodem. Psina śpi nieopodal. Kilka chwil temu szalała, jak nakręcona, a teraz śpi cichutko, ufnie. A ja siedzę i piszę, słysząc tę ciszę, jej odgłosy i swoje myśli. Dobry moment.

Noszę ten temat w sobie, odkąd został zaklepany. Noszę go w sobie gdzieś pod skórą, obserwując życie. To było w zeszłym tygodniu. Szłam do pracy. Było około osiemnastej. Padało delikatnie, ale jednak, stale i w swej delikatności zdecydowanie. Padało już jakąś dobrą chwilę, bo ulice i bruk pełne były rozlanej wody i jeziorek z kałuż. Ludzie chowali się przed deszczem pod parasolami. Ja szłam w śmiesznej czapce swojego męża, z dłońmi w kieszeniach i wąchałam wszystko. Było pięknie. Dobry moment. Bruk starówki malowany światłem odbijającym się w kałużach. Zupełnie, jakby odbite światła kładły się na ziemię, niczym dywan. Deszczyk, śmieszna czapka, świadomość, czyja jest. Piękno miejsc malowane ciemnościami, wodą i światłem. I to, że szłam do swojej pracy, którą kocham, na spotkanie z kobietami, na taniec. Dobry moment. Siedzi we mnie swoja urodą.
Wczorajsza nanochwila przed sesją z klientką, gdy siedziałam z kubkiem kawy przycupnięta na miękko-przyjemnym rancie sofy w firmie-miejscu, które rok temu otworzyłam. Siedziałyśmy sobie w ciszy. Ja i to miejsce. Oglądałam je panoramicznie, z ciekawością, w spokoju. Jak się ogląda dawno niewidzianą buzię ukochanej osoby. Z przyjemnością wielką patrzyłam na nie, jak na osobny byt, na jej różnorodność i wielobarwność, na jej urodę i ciepło. Patrzyłam z ciepłem w sercu, z wdzięcznością i z poczuciem, że jest, jak ma być i to co jest, jest dobre. Nasz wspólny dobry moment.

Klik w mojej głowie i sercu. Gdy intuicyjnie robię coś, czytam jakieś zdanie, przesuwam w sobie myśli i nagle wszystko, jak za domknięciem brakującym puzzlem, układa się w całość, klarowną i jasną,  a ja już wiem. Wiem, rozumiem i widzę. Klik. Moment olśnienia. Szerszego pojmowania, jasności, głębszej świadomości, gdy objawione zostaje coś, do czego wcześniej nie miałam dostępu. Objawione i od teraz jasne, jak słońce; jak słońce oczywiste. Klik. Dobry moment. Jasny moment. Niepozorny moment, po którym już nic nie będzie takie samo, jak przed nim. Klik. Dobry moment. 

Zmieniający wszystko.

Kobiety na sali treningowej, wspólne chwile nasycone wszystkim, co ludzkie, ciepłe, prawdziwe i dobre. Świadomość, że to moje miejsce, że to miejsce dla nas. Ciepło w sercu. Spokój w sercu. Czas rozciągnięty na ułamki chwil tak, by na długo lub na zawsze zapamiętać. Docenianie i świadomość, że dzięki temu życie w tych chwilach brzmi bardziej, piękniej, dźwięczniej. Dobre chwile.
Spacery z psiakiem i jej wszystkie szaleństwa i radości, podskoki, hop-sasy i wariactwa, jej oczka łobuzersko-smuciaki, jej radość tak wielka, że podrzuca jej całe małe ciałko, jej zdolność cieszenia się wszystkim, jej cudna, ciepła po-domowa obecność w porozrzucanych wszędzie zabawkach i jej psich sprawach. Jakby tu była od zawsze. Nasze wspólne chwile. Jej z nami. Rodzinnie. Spacery, opieka, troska, wspólne łapek jej mycie, wspólne rodzinne rytuały. My i nasza psina. Ona i my. Piękne chwile. Włączanie jej do naszych spraw. Pierwsza z nią podróż, pierwsza wizyta u teściów, na kręgielni, nad jeziorem. Mnóstwo dobrych momentów, spiętych kulką, białej, ruchliwej miłości. 

Nasze życie utkane z mnóstwa dobrych chwil.

I obecna teraz we mnie świadomość, że życie, które sobie stworzyłam jest najpiękniejszym z żyć. Że wysiłki, ambicje i chcenia są wszystkiego warte. Bo praca marzeń to wcale nie praca; bo dom z białą kulką miłości to ciepły i mocno żywy  dom; bo czas wypełniony tym, co się chce i kocha robić to dobry czas; bo przestrzeń na spacery w deszczu, to przestrzeń na docenianie piękna i bo takie życie to splecione ze sobą pasmo dobrych momentów. Praca z potrzeby serca i na potrzeby serca, mężczyzna z potrzeby serca i na potrzeby serca, psina i dom  z potrzeby serca i na potrzeby serca i odwaga w sercu na nowe. Dobre chwile. Moje życie to dobre chwile, nawet, gdy bywa trudno. Bo to trudno jest też w obszarze zbudowanym  z miłością i z miłości, w tym, co wybrałam z miłością. Dobre życie, dobre chwile.


La Vida 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dopełniając siebie

Tak płynie życie...

Jesienna droga.