Feniks

Feniks. 

Dziewczyny mnie tak nazwały... Prawie wszystko, co w swoim życiu osiągnęłam, spowodowane było ciągłym uczuciem nieokreślonego braku, smutku, niepokoju, kompleksów i dobrze ukrytego strachu. To mnie pchało do przodu, cały czas udowadniając, że jestem coś warta. Tych wymiernych sukcesów uzbierało się całkiem sporo: dobre studia, niezła sytuacja materialna, 3 dzieci wychowałam prawie sama, grupa bliskich mi ludzi. Choroba jednego z moich dzieciaków uświadomiła mi, że nie jestem aż tak silna, jak mi się wydawało. Szukając wsparcia, znalazłam się w gronie wspaniałych dziewczyn. NIC SIĘ NIE ZMIENIŁO I WSZYSTKO SIĘ ZMIENIŁO. W atmosferze totalnej akceptacji mogłam pozwolić sobie na okazanie słabości, na kumulowaną przez lata wściekłość, złość, żal, łzy i bezbronność. Zyskałam nowe bliskie mi osoby i w końcu największego mi przyjaciela - siebie. Nie dowalam sobie, mam do siebie szacunek, sympatię i wyrozumiałość. Jestem z siebie dumna. Robiłam w życiu dobre i złe rzeczy, miałam sukcesy i duże porażki, ale zawsze umiałam się pozbierać. Dopiero teraz to widzę. Fajnie mi z tym. Zawsze warto zawalczyć o swoje życie, nie tylko to zewnętrzne. Na razie to wszystko.
Cześć.


Feniks, 57 lat.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dopełniając siebie

Tak płynie życie...

Jesienna droga.