Stracho-szczęście

Czekanie kojarzy mi się z biernością, ale też cierpliwością. Nie lubię być bierna, bo to nie leży mojej naturze. Bierność jest nijaka. Działanie jest tym co mnie określa. Cokolwiek by się wydarzyło ja - działam, myślę, kombinuję, analizuję różne, różniste możliwości.


Oczywiście są sytuacje, których „nie przeskoczysz” (nawet ja) i czekać trzeba. Na przykład na wyniki konkursu, na diagnozę lekarską, na autobus, na zielone światło, na przyznanie kredytu, na nową pracę, na dziecko aż skończy tańce czy angielski. Czekać też można aż się coś w końcu zmieni w moim życiu, aż się wszystko ułoży, aż los się do mnie w końcu uśmiechnie. Ojjj, można się w tym czekaniu zatracić, pogrążyć, zasmucić, zwariować. Dzięki wrodzonej ciekawości i aktywnemu podejściu do wszelkich napotkanych zdarzeń często udaje mi się skrócić czas oczekiwania lub robić „coś” - po prostu - by czekanie nie wydawało się, aż takie długie i stresujące. I tak zamiast czekać pół roku na badania rozmawiam z życzliwymi mi ludźmi, którzy wspólnymi siłami doradzają, pomagają znaleźć miejsce, w którym badanie można wykonać dużo szybciej. Zamiast stać 40 minut w korku, co poniedziałek, podczas powrotu z pracy idę do i wracam z pracy piechotą, czas ten sam a przy tym aktywność fizyczna i kontakt z naturą i podglądanie przechodzących obok ludzi (tzw. wartość dodana). Zamiast  oczekiwania, aż coś się zmieni w moim życiu, biorę życie w swoje ręce i buduję własną drogę, spójną z moimi wartościami życiowymi, spójną z tym co kocham robić i co sprawia mi radość. Zamiast łazić bez sensu po sklepie podczas zajęć pozalekcyjnych mojej córki idę na kawę i przyglądam się toczącemu się na ulicy życiu, czytam. Delektuję się ulubioną kawą, cieszę się chwilą, daję sobie czas dla siebie.


Lubię jednak czekać na ważne rzeczy, wydarzenia życiozmienne.

Ważne dla mnie.

Jaki wtedy jest galimatias, szczęścio-strach, stracho-szczęście. Wizja tego, że to „coś” przyniesie jednak dobry efekt sprawia, że czekanie na ważne jest po prostu przyjemne. Każda minuta jest inna, każda minuta zbliżająca do upragnionego celu dodaje skrzydeł, każda minuta daje mi nowy obraz siebie, siebie jakiej nie znałam, oczekującej na ważne.
Są jednak też czekania, w których jest głównie stracho-smutek. Czekanie na wydarzenia, o których boimy się nawet pomyśleć, których po prostu nie chcemy aby się wydarzyły, abyśmy w nich uczestniczyli. Ale z jakiegoś powodu się one wydarzają i poprzedza je czas – czekania. Wiele można się nauczyć.

Było kilka momentów w moim życiu - tych szczęśliwych i tych smutnych. Momenty, które poprzedzało czekanie, długie…., 2 lata do upragnionego ślubu, 9 miesięcy do urodzenia małego cudu – mojej wspaniałej wymarzonej córki, miesiąc do śmierci taty od czasu kiedy lekarze zakomunikowali, że to nowotwór, rok od utraty wzroku w jednym oku do postawienia diagnozy mojej choroby.

Momenty, które zmieniły mnie.

Czekania, które ukształtowały mnie taką….. jaką……?

Lara

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dopełniając siebie

Tak płynie życie...

Jesienna droga.