Ważne COŚ



Czekając na ważne
Żyjąc na pełnym obrocie, w zaplanowanym przez siebie i przez „samo życie” schemacie dnia, czekam na to COŚ. Zdarzenie, sytuację, myśl. Coś wielkiego, coś nieznanego, coś nad czym nie mam kontroli, coś co odmieni moje dotychczasowe życie.
Odkąd pamiętam, te oczekiwanie zawsze mi towarzyszyło. Jako pięcioletnia dziewczynka czekałam, że kiedyś pojawi się przystojny młodzieniec i zabierze mnie do swojego zamku, gdzie będziemy żyli długo i szczęśliwie. Później, jako nastolatka, że dostanę się na wymarzone studia i po nich będę dużo podróżować i poznawać wiele osób. Następnie, że znajdę fajną pracę, dzięki której będę mogła żyć normalnie, bez przepychu, ale nie martwić się czy wystarczy mi do pierwszego. Że będę miała dom, dzieci, psa, ogród.
Podejrzewam,  że każdy z nas ma takie głęboko schowane marzenia i oczekiwania. A jeśli nie dosłownie takie, to na pewno, każdy z nas czeka na to COŚ, co zmieni nasz rutynowy schemat życia codziennego typu: praca, dom, obiad, kolacja, sen, praca. Coś co sprawi, że zmienimy sposób myślenia, sposób życia. Może to być całkowita rewolucja tego co dotychczas robiliśmy, naszego stylu życia, albo wykradnie nam z naszego „grafika życia” zaledwie jedną godzinę w tygodniu.  Może to być wielka przeprowadzka do innego miasta albo tylko zapisanie się na zajęcia taneczne raz w tygodniu. W jednym jak i w drugim przypadku są to rzeczy WAŻNE.  Ważne bo zmieniają nas, nasze życie i całe nasze otoczenie. Bo na to mamy wpływ i decydujemy się na ważną zmianę.
A co z czekaniem na ważne, kiedy nie mamy na to wpływu?

Czy zdam egzaminy? Jak skończę szkołę to co dalej? Czy wyrobię limit w pracy czy może nie? Jakie to przyniesie skutki jeśli osiągnę sukces? A co jeśli zabraknie mi punktów w tabeli?  Takie pytania też mi towarzyszą. Przypomina mi się wtedy scena z bajki „Pocahontas II”, kiedy to Młoda Indianka rozmawia z Babcią Wierzbą i przestawia swoje obawy. A Babcia Wierzba ze swoją mądrością odpowiada jej spokojnie: „A jak niebo nagle zapłonie, a jak tobie odpadnie nos?” … „Duch (odniesienie do serca), który jest w Tobie wskaże Ci drogę”. Tak jak dziewczyna bała się wyprawy Przez Wielką Wodę,  tak samo ja obawiam się nowego. Choć ja nie przemierzam (na razie) kontynentów tylko pokonuję lokalne dróżki mojego życia, to często boję się jak Pocahontas.

Najgorszą udręką jest jednak dla mnie czekanie na WAŻNE, kiedy nie mam na to żadnego wpływu, a jestem uzależniona od decyzji innych. „Bo nie umiesz być cierpliwa” – często to słyszę. Ale co to znaczy „czekać cierpliwie”? Cierpliwie to ile? Rok? Dwa? Czy dziesięciolecia? I co robić przez ten czas? Być w, czy obok? A może na pół gwizdka? Takie sytuacje najbardziej mnie irytują i męczą. Szukam wtedy tzw. „czasoumilaczy”: dodatkowe zajęcia, robótki, coś co zajmie mi głowę, abym nie myślała. Ale czy to na dalszą metę wystarczy? Ile musi upłynąć czasu aby być „cierpliwą”. 

A może jest to właśnie czas abym to JA dojrzała do otworzenia się na WAŻNE DLA MNIE. 
Czas na zmianę !!!!

Merida

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dopełniając siebie

Tak płynie życie...

Jesienna droga.