Tworzenie - skrzydła życia.
Tworzenie
to mój sposób życia i jednocześnie jedna z najdonioślejszych
frajd mojego życia. Inaczej nie umiem i z całą pewnością inaczej
nie chcę.
Tworzenie
nie jest niczym trudnym i ludziom niedostępnym. Wręcz przeciwnie.
Jest naturalnym aspektem życia, wpisanym w życie, przynależnym
każdemu człowiekowi, każdemu człowiekowi dostępnym. Jest tak
naturalne, jak oddychanie, choć niestety większość ludzi zdaje
się o tym nie wiedzieć.
Nie
wymaga żadnych specjalności.
Potrzebna
jest po prostu otwarta głowa i otwarte serce oraz postawa szukania
sposobów, zamiast tworzenia blokad. A potem moc wdrożenia, która
również dostępna jest każdemu. Tak jak mówiłam – żadna
magia, otwarta głowa i otwarte serce oraz robiące dłonie. Żadna
magia, choć tworzenie jest najbardziej magicznym zjawiskiem życia.
Trzeba
zatem otwartej głowy i serca, by móc widzieć szerzej, dostrzegać,
zauważać, sięgać wysoko i daleko. Otwartość rodzi ciekawość.
I jej również potrzeba bardzo. Tej zdolności stawiania znaków
zapytania wszędzie tam, gdzie myślimy, że już wszystko wiemy,
gdzie pozornie ślepa uliczka, gdzie pozornie nic ciekawego. Trzeba
umieć się zapuszczać w cudne i płodne rejony gdybologi. „A
gdybym…”, „a gdyby tak”… Otwartość, ciekawość i
gdybologia rodzą pomysły. Małe, duże i ogromne. Przekształcają
pomysły w marzenia. Trzeba pozwolić pomysłom się rodzić w sobie,
trzeba pozwolić im się odwiedzać. One przychodzą częściej do
otwartych ludzi, do ludzi zaciekawionych sobą i światem, do ludzi z
mnóstwem pytajników. Rzadziej przychodzą do tych karmiących się
lękiem i obwarowanych murami blokad. I to nie dlatego, że ich nie
lubią, a zwyczajnie dlatego, że przez ten gąszcz lęku i mury
bardzo trudno się przebić. Znów – żadna wielka w tym filozofia.
Pomysły
są jak pączkujące, rodzące się „znikąd” chmurki nad głową.
Bum – wykiełkowała, bum – następna, bum – kolejna, kolejna i
jeszcze. Pomysły mają to do siebie, że w miejscu, gdzie
przyzwolenie – rodzą się jak oszalałe. Jeden napędza drugi. To
ruchliwe istoty. Fruwają z nami i nad nami, tworząc cudną,
życiodajną, bąbelkującą chmurkologię. Szturchają nas sobą
stale, nie dając o sobie zapomnieć, każąc o sobie pamiętać. To
normalne. Zrodzony chmurkowy pomysł nie pragnie niczego tak bardzo,
jak być ściągniętym na ziemię, wyjętym z chmurki i zrobionym w
rzeczywistości. Pomysł pragnie się urodzić w życiu. To jego
dola. Dlatego wibruje nad nami, w nas, rusza się i wierci, nie daje
o sobie zapomnieć, o sobie przypomina, by móc się narodzić.
Pomijane chmurki pomysłów, niezauważane, odkładane w czasie,
robią to, co najlepszego mogą zrobić dla siebie – idą dalej w
świat, szukając innego nośnika, innego człowieka, by móc go
szturchnąć, obudzić, pobudzić - wszystko po to, by sam pomysł
mógł się narodzić, czyli wcielić się w życie. I wtedy nagle
dowiadujemy się, że ktoś zrobił to, co przecież my wymyśliliśmy
(!!!). Ano tak. Wszystko ma termin ważności. Chmurka pomysłu
zostaje z nami tyle, ile czuje, że jest sens z nami zostać. Gdy
jesteśmy w kursie tworzenia, czyli w procesie korzystania z pomysłu,
zapładniania się ideą i wcielania jej w życie – jest z nami.
Gdy to się nie dzieje lub rozwleczone jest w czasie do granic
„kiedyś, czyli nigdy” – pomysł po prostu wędruje dalej, do
innego człowieka. Coś tak płodnego, jak pomysł – nie może
bowiem tracić życia na jałowej glebie. I znów – żadna w tym
filozofia.
Trzeba
zatem pozwolić pomysłom do siebie przychodzić i trzeba się nie
bać ich abstrakcyjności, pozornych niemożliwości, niewykonalności
i tak dalej. Trzeba sobie pozwolić na każdą pączkującą
niedorzeczność pomysłu. A niech tam. One właśnie takie są.
Pozornie szalone, pozornie „niemożliwe” i tą swoją
właściwością jeszcze szerzej otwierają nam głowy i jeszcze
szerzej rozwierają serca i wypuszczają nas w rejony, gdzie dzieją
się cuda, gdzie można łączyć niepołączalne, stwarzać
niezrobialne. Pomysłów nie można oceniać, nie można ich
krytykować, trzeba je spisywać, zapamiętywać, powtarzać, w sobie
je obracać, bawić się nimi, jak żonglującymi piłeczkami,
przerzucać je sobie w sobie, oglądać z różnych kątów, sklejać
jeden pomysł z drugim. Pomysłami trzeba się właśnie BAWIĆ. A
potem, potem zamiast stawiania sobie gaszącej wszystko blokady pod
tytułem „nie da się”, „to nie możliwe”, „ja nie umiem”.
Trzeba się uśmiechnąć i powiedzieć, „no dobra, to JAK TO
ZROBIĆ”? I tyle. Również żadna filozofia. Otwartość w nas,
ciekawość i zdolność stawiania pytajników, tym zapytaniem „jak
to zrobić”- otwiera magiczne wrota do SZUKANIA SPOSOBÓW, SZUKANIA
ROZWIĄZAŃ. Stajemy się, jak węszący zwierz. Wyczulony na każdą
możliwość. Nagle we wszystkim widzimy okazję, sposobność,
potencję, możność. Węszymy, szukamy, znajdujemy i …. zaczynamy
próbować.
Próbowanie
to kolejny etap tworzenia. To ROBIENIE. To sposoby na przeniesienie
chmurki pomysłu znad głowy na ziemię, jej realne wcielenie. Tu
trzeba zakasać rękawy i robić. W sposób konwencjonalny, po
dorosłemu i jednocześnie, jak dziecko, które przymierza jeden
klocek do czegoś zupełnie innego, np. do doniczki. Robić, łączyć
niepołączalne, sklejać niesklejalne, rodzić niezrodzone, pytać,
rozmawiać, dopytywać, szukać, załatwiać, kombinować, węszyć,
przykładać, mierzyć próbować, konstruować. Sprawdzać, czy
działa i jak nie działa – NIE PODDAWAĆ SIĘ! Po prostu robić
dalej. Nie działa – jupppi – nie działa – wiem już , że
klocek z doniczką połączone nie tworzą wehikułu czasu, okej, a
co gdyby… (znów to cudnie otwierające pytanie)… Trzeba gdybać,
rodzić pomysły dalej i robić pomysły dalej , czyli przenosić je
z chmurki w rzeczywistość. Pomysły chętnie nam pomagają w
procesie tworzenia. Napędzają rozwiązania, generują ścieżki
wyjścia. Nam trzeba je tylko zauważać i potem robić to w
rzeczywistości i sprawdzać CZY DZIAŁA i JAK DZIAŁA. Po prostu.
Robić dotąd, aż powstanie pożądany efekt. Po prostu. Aż pomysł
się zrodzi w rzeczywistości. Przestanie być chmurką i narodzi się
w życiu realnym za naszą sprawą. I potem go oddać światu,
pozwolić mu żyć. Cieszyć się tym, co narodzone, używać tego i
… być otwartym na nowe zapładniające pomysły.
Proces
tworzenia to prostota i jednocześnie magia. Dostępne dla każdego.
I rozwijające, jak nic innego na świecie.
Tworzenie
czyni człowieka niewymownie mocnym, niemal nienaruszalnym w kwestii
zniszczenia. Twórcy się nie boją. Nie to, że nie odczuwają lęku
w życiu, tylko że nie dają się mu pożreć i wykorzystują go
jako zwiastun nowego, ważnego i życiodajnego. I idą w to, ucząc
się, rozwijając, tworząc. Tworzenie daje człowiekowi poczucie, że
może wszystko, że nie ma takich sytuacji, z jakich by się nie
wykaraskał. Ba – nie tylko nie wykaraskał, ale i nie urósł
dzięki nim. Otwarta głowa, otwarte serce, ciekawość, szukanie
sposobów i robienie dotąd aż powstanie efekt - czynią moc. Moc
sprawczą. I odwagę bycia. I radość bycia.
Twórcze
życie to życie pełne przyjemności, rozwoju i nieprzewidywalności.
Nie wiadomo bowiem, jaka chmurka pomysłu do nas zawita i potem to
już ahoj przygodo - frajda procesu twórczego, przenoszenia chmurki
w rzeczywistość, robienie marzeń, realizacja pomysłów. Przygoda.
Twórcza, płodna, kolorowa, nieprzewidywalna, rozwijająca. Pełna
życia przygoda.
Tworzenie
rodzi człowieka najcudniej kolorowym, wielobarwnym, skrzącym,
wibrującym życiem, wolnym, otwartym, dalekim od lęku. Tworzenie
uczy człowieka w obszarach jakich, by sobie nie założył, sam by
siebie nie wymyślił. Nigdy bowiem nie wiesz, czego przyjdzie Ci się
nauczyć w procesie tworzenia. Gdy wkręcasz śrubkę, a nic o tym
nie wiesz, musisz bowiem nauczyć się tego – i nie tylko
teoretycznie, ale w praktyce. Tworzenie czyni z człowieka praktyka
życia. I to nie byle życia, ale odważnego, promiennego,
przestrzennego, kolorowego, zarażającego witalnością. Wtedy nie
chodzisz po ziemi, wtedy latasz, a Twoje serce i dusza są szczęśliwe
i wolne.
Ja
kocham latać i życzę tego każdemu człowiekowi.
Gdyby
tylko ludzie pozwolili sobie wyjść poza lęk, pogdybać, otworzyć
głowy i serca…
Gdyby
tylko pozwolili sobie pobawić się robieniem… popełniać pomyłki,
próbować, przymierzać, stwarzać…
Zobaczyliby,
jak to wszystko jest banalnie proste.
Niestety…
Większość
ludzi skrupulatnie skleja swoje skrzydła klejem lęku i zamknięcia
i wegetuje tak swój ziemski czas, umacniając przekonanie „to nie
dla mnie”.
Większość
ludzi tylko patrzy, jak inni latają z wolnym sercem.
Część
ludzi zatrzaskuje się na pomysły i marzenia, część nawet, gdy
pomysły do siebie wpuści – to nic z nimi nie robi. Z lęku wolą
się lenić i potem psioczą, że pomysł poszedł do kogoś innego.
Większość ludzi dużo mówi i prawie nic lub nic nie robi. A część
nawet nie mówi, nie aspiruje. Zupełnie jakby nie wiedzieli, że
mają skrzydła. Że skrzydła są tak naturalne, jak oddech dla
człowieka. Tak wrodzone. Tworzenie i moc z niego bijąca są
naturalną zdolnością ludzką, uskrzydlającą.
Każdy
może tworzyć. Każdy może lśnić dzięki temu i pięknieć.
Choć
niestety każdy może również całe życie nie wzbić się nawet na
milimetr.
Ja
kocham latać. Oddycham tworząc. A gdy nie tworzę – jestem
wegetującym zombie.
Komentarze
Prześlij komentarz