Przestawienie zwrotnicy
Coś musi się czasem skończyć by mogło zacząć się nowe - to
jest moje teraz. Kończę. Żegnam się
z doktoratem, szkołą podyplomową, ze starym nazwiskiem. I to pisanie się dla
mnie kończy. Bardzo dużo i to w jeden rytm. Nie boję się nowego.. na razie. Jestem
zbyt zajęta ogarnianiem tego co w około się dzieje i celebrowaniem każdej
chwili. I braniem nauki... bo uczę się stale.
Uczę się ludzkich reakcji, słów, spojrzeń i siebie w tym
wszystkim. Nie zawsze sobie radzę z tą lekcją. Czasem przychodzą łzy i panika,
ale przychodzą na krótko. Po chwili pojawia się wdzięczność. Za co? Za co można
być wdzięcznym, gdy ogrom spraw i dołujące sytuacje wraz z uczestniczącymi w
nich ludźmi Cię przytłaczają? W pierwszej kolejności za mądrość życiową i
umiejętność obserwacji - to sprowadza mnie do siebie. A jak już wrócę na swoje
miejsce patrzę i biorę lekcję. Patrzę na ludzi, staram się zrozumieć, uszanować
to, dlaczego tacy są na teraz. Potem dziękuję im, że tacy byli, że ja mogłam
być przy tym i nauczyłam się rozumieć. Następnie patrzę na całe zdarzenie z
góry i na to jak się ono we mnie odbiło. I tu bardzo ważne - rozumiem siebie, że mogłam tak czuć, że
miałam do tego prawo. Utulam siebie.
Pojawia
się we mnie niespotykana siła. Skąd się bierze? Chyba z tej wewnętrznej miłości
i zrozumienia. Zbieram się w sobie. Czasem troszkę mnie ubędzie, ale to nic. Tu
też się robi miejsce na nowe moje "ja". Jednak lukrowo nie jest.
Wewnętrzna sabotażystka ciężko pracuje, wmawia mi, że jest beznadziejnie, że
ludzie źli a ja głupia. Dostaje prawo głosu tylko na kilka chwil. Zamykam jej
dziób i patrzę co mogę zrobić, żeby zrobić krok. Najpierw tuptałam kroczek za
kroczkiem. Powoli. Czasem zdążyło mi się potknąć, czasem cofnęłam się dwa kroki
w tył zamiast pójść jeden na przód. Teraz mam wrażenie, że biegnę. Biegnę
wytrwale do celu, robiąc tylko przerwy, które traktuję jako świetny trening i
mobilizację sił do dalszego biegu. Ciekawe to uczucie. Takie dziwne, ale
ciekawe. Trochę się boję, ale też nie mogę się doczekać.
Nie
zapchałam jeszcze nowej tablicy pomysłami co będzie dalej. Jest na niej jedynie
drobna uwaga jaki jest cel nadrzędny. Reszta czysta - gotowa do zapełnienia.
Drżę w środku na myśl co tam się znajdzie, jakie wielkie i drobne rzeczy, ile
możliwości przede mną. Biegnę i dziękuję każdemu człowiekowi i każdej myśli, które
mi towarzyszą w tym biegu. Czuję jak mnie wzbogacają. Troszkę sobie zostawię na
dalszą drogę ważnych dla mnie ludzi, miejsc, przyzwyczajeń. Wybieram jednak
bardzo uważnie i zmyślą o sobie.
Nie mogę się już doczekać siebie na mecie. A finał tego
odcinka mojego biegu już tuż, tuż.
Kruk
Komentarze
Prześlij komentarz