Nie tylko główne korytarze
Piątkowy
wieczór lub sobotni ranek - taki wpisany często w „domowy kalendarz” czas
porządków. To nas coś drażni, to goście się zapowiedzieli, albo chcemy
odreagować cały tydzień. Takie niby nic i zarazem czasopożeracz, do tego
historia niczym syzyfowe prace nigdy się nie kończąca. Wynieść śmieci,
odkurzyć, poskładać rzeczy, wstawić pralkę (i zmywarkę opcjonalnie), zetrzeć
kurze.. O! Jeszcze tu paproszek! Nie jedna z nas ten proceder z chęcią
przesunie na później, bo niby to brak czasu, albo bałagan nie za wielki, a
najlepiej to posprzątać „główne korytarze”, bo reszta w oczy się nie rzuca. I
tak się nawarstwia, narasta, aż pewnego dnia potykamy się o niewyniesione
śmieci czy nie mamy czystego talerza by zrobić kanapkę. Tak niestety jest z
odkładaniem na potem. Ale ten bałagan można posprzątać i to nie w pojedynkę. Można
zaciągnąć do pomocy faceta, dzieci, współlokatora i razem ogarnąć ten cały
bajzel.
To wszystko
jest takie powierzchowne i w gruncie
rzeczy bardzo banalne. Są jednak takie brudy, takie kurze, z którymi musimy
uporać się same. Zaległa praca zaliczeniowa, nie oddany na czas raport,
dzienniki do wypełnienia, nie wykonany od miesiąca telefon do przyjaciółki, aż
po niedomówienia z byłym, żal do rodziców etc. Najciekawsze jest to, że te
największe worki niepozałatwianych spraw da się jakoś upchnąć w podświadomości,
gdzieś tam są, ale możemy udać, że tak naprawdę ich nie ma. Dopiero, gdy
zacznie się nam nawarstwiać drobnych spraw, tych na wczoraj, tych na miesiąc
temu, zaczynamy panikować, aż w końcu cały smród wyłazi na wierzch.
Ile razy tak
było… zmęczona po pracy wracasz do domu, stos papierów czeka do wypełnienia. Żal
dupę ściska, bo chciałaś wyjść na upragnione warsztaty/tańce/siłownię/spacer/zakupy,
ale nie masz czasu. Jeszcze dziesięć tysięcy próśb skierowanych w Twoją stronę
- przecież nie odmówisz pomocy tej, tamtej i tamtemu. Do tego kolega z pracy
dzwoni, że chory a Ty musisz go zastąpić. Zaczynasz puchnąć, gotować się w
środku, masz dość. Na to nachodzi Twój facet/dziecko/mama/przyjaciółka i nie
wiadomo skąd smród Twoich spraw zaczyna Ci się wylewać i zarzygujesz ukochaną
osobę jakimiś starymi niedomówieniami sprzed wieków. Brzmi znajomo?
To są te
drobne i wielkie sprawy na potem, historia się niekończąca, bo przecież jak
jedne drzwi zamkniesz otwierają się nowe. Masz dość, ale czy ktoś Ci pomoże?
Ktoś za Ciebie to ogarnie? Nie. Brutalne, krótkie NIE. Nie zwalaj winy na
faceta, brak czasu czy to, że miałaś surowych rodziców i teraz nie wiesz jak
sobie radzić. I co z tego, że masz takie czy inne doświadczenie? Musisz sama
zacząć sortować, układać i wyrzucać to co Ci niepotrzebne. Inaczej zawali Cię
sterta brudnych spraw i porachunków. Do tego wszystko rypnie, jak zwykle, w
najmniej oczekiwanym momencie. Wiesz o tym, czujesz to, ale nie wiesz jak. Jak?
Od drobnostek, od załatwiania zaległych spraw w szkole/pracy, po rozmowę i
wyjaśnienie zaległych niedomówień z najbliższymi. I z tym wszystkim jak ze
sprzątaniem kuchni czy łazienki – ciężko się zabrać. Potem jakoś leci, czasem
niestety trafisz na „zgniłe owoce” czy „zatęchły, niedomyty garnek” aż będzie
Cię cofać, ale i z tym sobie poradzisz. Może to zajmie dzień, albo i całe lata,
ale daj sobie szansę, uwierz, że potrafisz, zacznij od teraz.
Staram się
wyrabiać ze wszystkim, wyjaśniam niejasności. Odpowiadam, jak nie natychmiast
to po krótkim czasie, na kwestie, które mnie dotykają. Czy to koniec? Nie.
Zawsze pojawia się coś nowego. Czasem w starym, niby pozamiatanym, pojawiają
się nowe wątki do ogarnięcia. Czasem się nie wyrabiam. Mimo to robię wszystko,
by to nie było „na potem” i nie zamiatam pod dywan. Każde powyrzucane worki z
osobistymi brudami i posegregowane sprawy sprawiają, że czuję się lżej, lepiej
śpię.. czuję się wolna.
Kruk
Komentarze
Prześlij komentarz