Twórcze sprzątanie

Wielkie porządki  zawsze kojarzą mi się ze sterylnością, poprawnością a idąc dalej ze sztucznością, poukładaniem, zaprogramowaniem. Z góry wiesz co robić i jak. Gdzie dany przedmiot ma leżeć. Na której półce i pod jakim kątem ma być wszystko ustawione. Zero spontaniczności, twórczości. Ktoś za nas decyduje co my robimy, kiedy robimy i jak robimy. A najlepsze pomysły właśnie przychodzą podczas bałaganu  i gonitwy różnych myśli. Często rodzone są właśnie w największych bólach i wychodzą z największego bagna. Są to prawdziwe diamenty. Nabierają pięknego kształtu i koloru, poprzez odpowiednie szlifowanie i obrabianie. Towarzyszy im właśnie bałagan.Z kolei jeśli na czymś Ci bardzo zależy, pielęgnujesz to, dbasz o to w każdym szczególe, aby wszystko było dobrze i dajesz z siebie nawet więcej niż 100%, to i tak coś, co nie jest zależne od Ciebie –„Pierdyknie”. Starasz się o czystość, chodzisz wokół tego jak słoń w sklepie z porcelaną, a i tak coś Cię zaskoczy. I to najczęściej w najmniej oczekującym momencie. Pozostaje tylko ból i żal. I często towarzyszące zniechęcenie i poddanie. I budzisz się w zgliszczach i bałaganie szczątków tego o co właśnie dbałaś, o co walczyłaś aby przetrwało. Pojawia mi się wtedy nurtujące pytanie: I po co się
Przebywanie w takiej sytuacji nie jest ani przyjemne ani lekkie. Wkurza mię to, ale cóż. Zadzieram rękawy i powoli zabieram się do roboty. Trzeba ogarnąć te całe pobojowisko. Nie ukrywam że zajmuje to sporo czasu ale powoli podnoszę się. I od nowa buduję mój domek z kart. Tylko tym razem inaczej. Bogatsza o niedawne doświadczenia staram się wprowadzić coś innego, stabilniejszego. W przenośni tym razem użyję do owych kart kleju, który wytrzyma podmuch wiatru i tak szybko „nie pierdyknie” jak ostatnio.  I tak w kółko i kółko. Jak nie karty to cegły, jak nie klej to zaprawa murarska. Uczę się na błędach.
Aby temu zapobiec, zapewniam sobie minimum komfortu swobodnej pracy. Nie idealny porządek, ale owe minimum, skrawek miejsca. Gdybym potykała się o same diamenty, w towarzyszącym im bałaganie nie będę  w stanie ich zauważyć. Dlatego co jakiś czas otwieram okno na świat, aby wpuścić świeże powietrze i światło na to co robię. Takim światłem jest często nabranie dystansu do pewnych spraw, wydarzeń. Często wtedy podejmowane są decyzje. Co należy poprawić w swoim życiu. Są to często świadome decyzje dotyczące zmiany trybu życia, zmiany przyjaciół czy nawet  zmiany partnera. Drastyczne? NIE! Konieczne! Aby zachować spokój wewnętrznego ja.  Bo oto tak naprawdę chodzi.
Choć nie lubię sprzątać, bo to wiąże się z poświęceniem sporo czasu i dużo dużo energii, uważam że warto jest co jakiś czas przewietrzyć swoją głowę i otoczenie.
Merida

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dopełniając siebie

Tak płynie życie...

Jesienna droga.