Jesienna droga
Moje jesienie to czas siania.
Kiedyś, gdy chodziłam do pracy piechotą, miałam okazję obserwować, jak zmienia
się przyroda i ludzie wraz z nią. Obserwowałam, jak jesienią przekopują pole i
przygotowują je do wiosny. Coś-tam siali, coś z tą ziemią robili, by była
gotowa wybuchnąć wzrostem wiosną. Pamiętam, że pewnego dnia podczas marszu do
pracy mnie olśniło: „wiosną wyrośnie to, co zasiejesz jesienią”. I to odkrycie było
wszystko-zmienne. Wtedy zrozumiałam, że żeby wiosną cieszyć się wzrostem i
rozkwitem – muszę zasiać już jesienią. Inaczej ominie mnie wiosenny wybuch,
wiosenny plon i później letnie owocowanie. Musze jesienią się wysilić,
zaangażować mocno i się postarać. Wtedy dotarło do mnie, że jesień to czas
wyborów. Wyborów inwestycji. To czas decyzji: w co inwestować swoje czas i
energię, by wzrosło wiosną. Bo na wzrost trzeba czasu. Odkąd to pojęłam –
jesienie stały się dla mnie czasem siania. Podejmowałam kluczowe, długofalowe
decyzje. Wybierałam, w co chcę zainwestować, a w co zdecydowanie nie;
przebierałam nasiona do siewu i potem siałam. Zapisywałam się do szkół,
obejmowałam strategie biznesowe, etc. Siałam. Siałam, by rosnąć i zbierać. Moja
jesienna droga.
Co roku przygotowuję się do tego
siania coraz lepiej. Uczę się od siebie i z lekcji, jakie niesie mi los w tej
jesiennej drodze. Uczę się coraz sprawniejszej realizacji postawionych sobie
celów. To wymaga konsekwencji i wielkiego uporu. Uczę się tego, działając, „obsiewając
swoje pola”. Uczę się, nie poddawania się. Uczę się wytrwałości w dążeniu do
tego, co ważne. Uczę się znajdywania sposobów. Uczę się mądrego rozłożenia
działań w czasie i tym samym niwelowania napięć. Uczę się tego i coraz więcej
umiem, choć wiele, wiele jeszcze przede mną. A ta nauka jest dobra. Owocuje.
Każdego roku jest inaczej. Sprawniej. Łatwiej.
W tym roku już latem zaczęłam
przygotowania do jesieni. Przemyślałam wszystko, przeliczyłam, zrobiłam plan i
strategię realizacji. I zaczęłam działać. Dałam sobie czas i to dało mi oddech.
Zrobiłam plan podstawowy. To daje mi spokój. Teraz robię plan ekstra. Jeśli go
zrobię – ten rok będzie przełomowy w kontekście moich możliwości i tym samy
wiem, że zbuduje moją moc i siłę. I da mi spokój. Teraz koncentracja na
realizacji celu i osiągnięcia efektu – spokoju ducha, serca, przestrzeni w
głowie i spokoju w portfelu. Działam, jak gracze. Skoncentrowana na
nadchodzącej piłce, ze świadomością PO CO TO ROBIĘ. W moim kalendarzu i w sercu
zapisane są dalsze działania, na teraz jednak – to dla mnie punkty, które
widzę, o których pamiętam, a którym nie poświęcam 100% mojej uwagi, skupiając
się na „bieżącej piłce”. Obsiewam swoje drugie pole. Realizuję
swój plan maksimum. Moja jesienna droga, która da mi przestrzeń na listopad i
zimę, przestrzeń na nowe, na pomysły na wiosnę, na wiosenny rozkwit.
Odkrywam też to, jak przemyślane
działania – przemyślane sianie – daje niebywałe plony. Lubię to. I lubię tę
swoją zdolność planowania i konsekwentnego działania. Moja jesienna droga zatem
to interwały – czas do końca października. Zasianie i start. A potem – czas do
grudnia, gdy w ciche, deszczowe listopadowe dni będę pisała książkę i nią siała
przyszłość, a w ciemne listopadowe wieczory będę wraz z kobietami przygotowywała
wielkie sceniczne wydarzenie, które przeżyjemy w grudniu. I w międzyczasie –
będę uczyła się nowego – bycia panią małego pieska. Będą więc wspólne jesienne
spacery, liści szuranie, pluchy, kaloszki, kałużo-chlapanie, a potem szorowanie
ze spacerologii w domu. Taka moja jesień. Siejąca, rodząca nowe. Taka moja
jesienna droga – w interwałach siania. Czas przed zimą, czyli ciszą – ciszą
przed wybuchem plonów.
Zakładam więc swój piękny
rubinowy deszczak i ruszam w swoją jesienną drogę. Skupiona, uważna, zaangażowana
i realizująca plan.
La vida
Komentarze
Prześlij komentarz